sobota, 7 września 2013

*Nathan
Zostałem sam w domu. Bardzo mnie to cieszyło. Przez te dni w szpitau stwierdziłem, że nie ma po co żyć i skończę ze sobą. Poszłem do łazienki. Otworzyłem szafkę obok lustra i znaazłem to czego szukałem - żyletka. Pomyślałem, że z samego rana to zrobię.
 *Rano, Tom
Nie chciałem, aby Nathan zrobił coś, czego nie powinnien, także postanowiłem mu pomóc, żeby nie został sam.
 *Nath
Wstałem z łóżka i właśnie przypomniło mi się co miałem zrobić. Udałem się do łazienki i wyciągłem przedmiot z szafki. Sprawdzając czy jest na pewno ostra przejechałem po kciuku. W jednej chwili zaczęły lecieć krople krwi, co wywołało u mnie uśmiech. Przybliżyłem przedmiot do nadgarstka i przesunąłem w przeciwną stronę. Z rany wypływała czerwons ciecz. Wtedy ktomuś się przypomniało, że istnieję i postanowił mnie odwiedzić. Dzwonił i pukał bez przerwy. Ja nie chciałem, aby ktoś mnie ocalił. Chciałem tylko iść do świata gdzie jest Kath... zacząłem tracić przytomnąć, kiedy robiłem trzecie nacięcie u drugiej ręki..
- Nath! Co z Tobą.... Coś... Halo.. - słyszałem ledwo głos Toma.
- Nie dzwoń na pogotowie... pozwól mi odejść.. proszę.. - mówi, kiedy usłyszałem znajomy głos klawiszy w telefonie.
- Nathan, ale Ci nie pozwolę odejść..
- Dlaczego Ci tak na mnie zależy... - mówiłem, lecz już nic nie widziałem. Wtedy poczułem ciepło na swoich ustach, chyba to już mi się śni..
- Bo Cię kocham, skarbie.. nie rób mi tego...
*pewnego dnia
- Nie!!!! - krzyknąłem- miałem umrzeć!
- Nie zrobiłbyś mi tego. - usłyszałem z boku sali. Stał przy oknie załamany Tom. - nie po tym co zrobiłem. -  Przypomniałem sobie...
- Czyli...? To mi się nie śniło..
- Nath, wybacz. Możesz mnie znienawidzić, ale kocham Cię i zrobiłem to wszystko dla ciebie - zaczął się przybliżać. Spojrzałem na swoje bezwładne ciało. Mogłem się ruszać. A nadgarstki zostały owiniętę bandarzem.
- Tom..., ale ja Cię nie mogę nienawidzić - zdziwił sie lekko. - W sercu miałem Kath, którą kochałem, ale ona nie żyje, a ja muszę dalej żyć, a w sercu miałem kawałek Ciebie Tom. Byłeś ze mną w dzień i noc... - usiadłem, a chłopak na brzegu łóżka. Zacząłem się zbliżać w stronę Toma kiedy zostało mi to przeszkodzone. Do sali weszedł Jay z bratem Max'em.
Długo nie posiedzieli, ale wkurzali mnie, bo zawsze wchodzili nie w porę.

Rozdział 2

Poprawiłam rozdział 1.*

*u Nathana
Znów to przeraźliwe światło - pomyślałem. Po ostatnim przyjściu pielęgniarki nie mogłem się ruszyć, a moje oczy momentalnie się zamknęły.
Co teraz ze mną będzie? Nie chcę przyszłości, boję się jej... - z myślenia przerwano mi kiedy do pomieszczenia weszła pewna kobieta. Nie wyglądałam na pracownika tego ośrodka.
- Dzień dobry. Mogę porozmawiać? - kobieta wyglądała na miłą, ale nie wiem jaka będzie po kilku minutach...
- Tak... - powiedziałem z nie pewnościa i bardzo cicho.
- Widzisz..., ja jestem, żeby Ci pomóc, Jestem psychologiem. - słysząc to ostatnie słową odwróciłem głowę w przeciwną stronę, żeby na nią nie patrzeć. - Nathan, ale spójrz na mnie. Nie chcesz pomocy? Chcesz zginąć, umrzeć?
- Może - odważyłem się coś powiedzieć. - Nie mam po co już żyć,a panią nie pwinno to interesować! - wykrzynąłem mimo małych sił. Kobieta wyszła.
*u Toma, na korytarzu*
- Mam złą wiadomość. - psycholog, którego wezwałem na prośbę. - Z chłopakiem jest źle.
- To znaczy? - spytał Jay.
- Chłopak myśli, że nie ma po co żyć i chce umrzeć. - zatkało mnie.
- Da się coś zrobić? - wtrąciłem się.
- To tylko od niego zależy czy przyjdzie na terapię, gdy wyjdzie tylko ze szpitala przyjedźcie z nim.
- Dobrze.

*Po kilku dniach Nathan mógł opuścić szpital.
Przed wyjściem z ośrodka dostał leki, które miał brać raz dziennie.
Zawieźliźmy go do domu. Mimo zaleceń od pani psycholog. Postanowiliśmy, że umówimy go w przyszłym tygodniu. Przez te dni w szpitalu na początku w ogóle się nie odzywał do nas, ale kiedy zostaliśmy sam na sam, Nathan krótko się odezwał. Wystarczyło mi chodźby to. Nie mogłem powiedzieć tego o sobie. Byłem inny niż moi kumple..ale wyjdzie to w praniu..